Po czym poznaję, że zbliża się grudzień? Choć osobistą stylistką nie jestem, zwraca się do mnie rekordowa liczba znajomych i nieznajomych po radę. Jaką? W co się ubrać na świąteczne spotkania. W pracy, po pracy, a wreszcie w domu lub u rodziny. Z tajemniczych powodów decyzja, co na tę okazję wyjąć z szafy, bywa ciężka niczym stuletni kufer od Louisa Vuittona. A przecież wystarczy świątecznych stresów na płaszczyźnie kolejek do kas czy usadzania przy stole gości, którzy niekoniecznie się lubią. Zawsze podkreślam: ubieranie się powinno być przyjemnością, nawet w sytuacjach obwarowanych ścisłymi zasadami dress code’u.
Sama co roku staję przed tym samym dylematem i pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy, brzmią: „Nie mam co na siebie włożyć”. O tak, to wspaniała wymówka, by nie sięgać głębiej do szafy i iść na zakupy. Bywa, że potrzebna, pod warunkiem, że kupimy takie rzeczy, które wspomniane słowa zablokują na co najmniej trzy miesiące. Tym mocniej powinniśmy się przyłożyć, że z różnych stron jednocześnie bombardują nas niezbyt optymistyczne wieści o nadprodukcji czy nadmiernej konsumpcji, które, choć na podobnym poziomie, wciąż nie mogą się nawzajem zneutralizować. Wrzucić na luz – to moje motto, o którym staram się pamiętać nawet w tych chwilach, gdy utknę w za małej sukience w przymierzalni i nikt nie może mi pomóc.
Co zatem radzę wszystkim zagubionym w czeluściach świątecznej gorączki? Nie patrz na modę, nie patrz na kolor, nie patrz nawet na te wszystkie renifery, śniegowe wzorki czy brokatowe aplikacje. Jeśli dobrze się w czymś czujesz, „just go for it”, jak mawiają w dalekich stronach. Swoje święta spędzałam już i w garniturze, i w butach śniegowcach. W eleganckich sukienkach i w dżinsach. Najdziwniejszy strój, na jaki się zdecydowałam? Kiczowaty świąteczny sweterek z wbudowanymi migającymi lampkami. Oczywiście wszystko w kochanym, rodzinnym gronie. Czy odważyłabym się przyjść w nim na spotkanie służbowe? Odpowiem dookoła: kusiłoby mnie bardzo…
Odnoszę wrażenie, że podobnie jak w przypadku różnych innych wydarzeń, które wymagają od nas pewnego rodzaju odświętności, tak i podczas grudniowych spotkań często i zupełnie niepotrzebnie zatracamy siebie. Bo ktoś doradził, bo ktoś miał podobne, bo co ludzie powiedzą… Jestem za tym, by bez względu na naciski z zewnątrz, do sprawy podejść rozsądnie i dalekowzrocznie. Jeśli decyzja zapadnie i stwierdzimy, że bez świątecznych zakupów ani rusz, nie dajmy się zwariować i słuchajmy własnej intuicji. Ona nie może się mylić. Nawet w przypadku swetra z bałwankiem.
Harel – blogerka, pisząca o modzie polskiej. Subiektywnie. Harelblog.pl